Albumów Slayera nie należy słuchać w samochodzie, bo można
spowodować niezła kraksę. Albumów Slayera nie powinno się puszczać ukochanej,
no chyba że takiej naszpikowanej kolczykami i tatuażami. Wreszcie albumów
Slayera nie wypada się oceniać, bo Slayer to nie muzyka, tylko religia. Kropka.
Nie będzie to typowa recenzja płyty, bo do Slayera nie należy tak podchodzić. Ten
tekst jest tylko zachętą dla fanów, bo pozostali i tak nie ogarną... Thrash
metal znaczy szybko i do przodu. Na "Repentless"
tak właśnie jest.
![]() |
Okładka płyty Slayer - Repentless (2015) |
Dobre riffy, agresywny śpiew i dynamiczna sekcja rytmiczna
niosą nas przez cały album. Od początku do końca jest podobnie, czyli ostro,
bez brania jeńców. Płytę napisali Kerry King i Paul Bostaph. Partie perkusyjne
brzmią tak doskonale, że już chyba nikt nie pamięta, że kiedyś w Slayerze
bębnił niejaki Dave Lombardo. A jak są takie osoby, to na pewno entuzjastycznie
przyjmą wyczyny obecnego pałkera. Tu należy zwrócić uwagę na numer
"Chasing Death", gdzie Paul naprawdę popracował na bębnach. Mało?
"When the stillness comes" - mroczny i powolny jak czołg rozjeżdżający
wszystko, co napotka na drodze. Chętnie będę niego wracał. W kółko!
Świetnie do kapeli wprowadził się Gary Holt, który zastąpił
nieodżałowanego Jeffa Hannemana. Mnogość riffów koi uszy słuchacza. Obie gitary
współpracują ze sobą wzorcowo, choć gdzieś w powietrzu unosi się duch zmarłego
gitarzysty.
Szybki rzut oka na moje statystyki: najczęściej słuchanymi
numerami są "Season in the Abyss" oraz "South of Heaven".
Nie jest to może specjalnie oryginalne, ale ujawnia tendencję słuchacza.
Klasyczne numery wchodzą najmocniej. Czy na nowym albumie są kawałki o takim
potencjale? Na pewno. Weźmy taki "Cast the First Stone" - niczego mu
nie brakuje, żeby skraść moje serce. Ma w sobie epickie intro zwiastujące
zagładę. Potem już standardowo: riff, refren, przejście i oczywiście solówka
gitarowa. Stary dobry thrash.
Bardzo lubię motoryczny i prosty "Implode". Ten
utwór od razu utwierdził mnie w przekonaniu, że album "Repentless"
był potrzebny. Nie tylko po to aby poskakać i potrzepać głową, ale również by
przekonać wszystkich, że rozwiązanie grupy byłoby głupim pomysłem. Slayer jest nieśmiertelny.
Lista
utworów:
1. "Delusions of Saviour"
2. "Repentless"
3. "Take Control"
4. "Vices"
5. "Cast the First Stone"
6. "When the Stillness
Comes"
7. "Chasing Death"
8. "Implode"
9. "Piano Wire"
10. "Atrocity Vendor"
11. "You Against You"
12. "Pride in Prejudice"
Bardzo trafnie napisane! Z tymi nowymi albumami różnie bywa. Jestem na etapie sprawdzania nowości tych, właśnie znanych zespołów i tak dochodzę do wniosku, że Iron Maiden jest nudny i utwory się zlewają, Motorhead jest poprawny, ale już nie porywa mnie jak kiedyś. Natomiast Slayer ma tą energię, jest szybko, wszystko spójnie i nie ma monotonni mimo iż ostatnie thrashowe dokonania innych kapel stoją w miejscu. Czekam na nowy Anthrax, póki co "Evil Twin" łyknęłam i myślę, że to będzie coś.
OdpowiedzUsuńNiewątpliwą zaletą Slayera jest to, że potrafią wycisnąć z siebie maksimum. Lubię Motorhead, ale wiem, że Lemmy jest AC/DC - od lat praktycznie to samo.
Usuń