Recenzji nie powinno się pisać na gorąco, a ja to robię w
trakcie słuchania Daft Punk "Random Access Memories". No cóż,
przyznacie że musiało mnie poruszyć. Po dość przeciętnym albumie Kultu pt.
"Prosto" z niecierpliwością czekałem na coś dobrego. I się doczekałem.
21 maja ukazała się najnowsza płyta francuskiego duetu muzyków - Daft Punk.
Zacznijmy jednak z kronikarską chronologią od samego
początku. Płytę otwiera funkowo-elektroniczny "Give life back to
music", co zapowiada swoistą reanimację muzyki elektronicznej tak
skutecznie uśmiercanej ostatnio przez dubstepy.
Tutaj pauza - nie chcę Wam odbierać przyjemności smakowania kolejnych
kawałków, dlatego przeskoczę do 3 numeru - "Giorgio by Moroder"- na
początku mamy wypowiedź tytułowej postaci - włoskiego producenta muzycznego,
który pracował nad hitami gwiazd disco i nie tylko (m.in. Bonnie Tyler, Donna
Summers). Utwór przeradza się w ciekawą kompozycję, w której można wyłapać
prawdziwe smaczki - ponoć na tej płycie ograniczono komputery na rzecz żywych
instrumentów. 9 minut "Giorgio by Moroder" przelatuje w tempie
ekspresowym. W "Within" mamy pianino
- gra Chilly Gonzales. "Instant
Crush" to z track z udziałem Juliana Casablancasa - którego wokal
przefiltrowany został przez daft punkową elektroniczną maszynerię. Płyta nie
traci tempa i kolejna funkowo-elektroniczna kompozycja z wyraźną linią basu buja
bioderka - to "Lose yourself to dance" - śpiewa Pharrell Williams
(numer 8 "Get lucky" też z nim na wokalu, ale o tym później).
Disco funk wzbogacone nutą nostalgii otrzymujemy w
"Beyond". Echa pedal steel guitar słychać na "Fragments
of the Time" ze świetną partią wokalną Todda Edwardsa. Jeszcze ciekawej robi
się podczas "Doin`it right". Panda Bear zrobił tu dobrą robotę. Polecałbym
zespołowi na singla.
Singiel "Get lucky" podbija komercyjne rozgłośnie
radiowe i jest znakomitą wizytówką tego album. Dowodzi także tezy o możliwości
nagrania przeboju w starym dobrym stylu, czyli wartościowego muzycznie. Tu mała
uwaga - wersja radiowa różni się nieco od albumowej.
Finał to "Contact" z perkusyjnymi kaskadami i ekstatycznym atakiem syntezatorów. Prawdziwa kwintesencja stylu.
Siłą tej płyty są zaproszeni goście. Lista jest długa i
zacna. Dzięki nim czasami zapominamy, że to muzyka elektroniczna. Czuć to np.
kiedy podkręca się tempo w "Touch" za sprawą Paula Williamsa. Mamy
także trochę patosu, chór i klasyczne daft
punkowe kosmiczne dźwięki.
"Random Access Memories" jest tak kolorowa,
wielowątkowa, wciągają, iż nie sposób ją uprościć do kilku haseł. Wyśmienicie
się słucha. Album urzeka. Zresztą posłuchajcie sami. 10/10.