piątek, 28 września 2018

Lenny Kravitz - Raise Vibration (2018) - recenzja płyty

Lenny Kravitz od lat podąża dawno utorowaną ścieżką. Pomimo kilku wyskoków większość jego albumów ma pewien powtarzalny schemat. Parę rockowych numerów, tradycyjnie funkowe kilery i kilka soulowych czy poprockowych numerów. Lżejsze, uładzone kawałki dla określonej grupy i czasami z przeznaczeniem radiowym, oldskulowe kompozycje z dęciakami i pulsującym basem oraz gitary (gdzie kaczki nikt nie żałował) dla starych zaprawionych w bojach fanów - oto Kravitz właśnie. Artysta nie zapomina o swoich korzeniach sięgających do wspaniałych dzieł wydawanych na czarnych krążkach (m.in.: soul, funk, jazz, gospel, blues czy klasyki rocka).

Lenny Kravitz - Raise Vibration
Okładka płyty "Raise Vibration"

"Raise Vibration" wpisuje się w ten trend z małym wyjątkiem. Jednak o tym na końcu tekstu.  Mamy zatem świetny funkowo-rockowy "Who Really Are the Monsters?" z saksofonem, wolniejszy rockowy utwór tytułowy zakończony indiańskimi zaśpiewami ("Raise Vibration"). "Johnny Cash" zaczyna się jak nagrania Bootsy Collinsa czy Georga Clintona, by przerodzić się w bardziej liryczną i nastrojową balladę. Nietrudno wyłowić przy pierwszym odsłuchu kosmiczno-funkowy "It`s Enough!", czyli pierwszym singlem z płyty. Drugi to "Love", w którym słychać charakterystyczne wokale Michaela Jacksona.

Na płycie pod numerem 8 ukrywa się słoneczny i beztroski "5 More Days Til Summer" - taki prezent od Kravitza na wakacje. Przytrafiła się tu nawet gitarowa solówka, co dzisiejszej muzyce rockowej nie jest wcale takie popularne jak kiedyś. Kolejnym czadowym funkowym kilerem na "Raise Vibration" jest "The Majesty of Love", w którym jasno wyczuwalne nuty brzmień z lat 70 raczą podniebienie trąbką, saksofonem, ciepłą pulsacją basu. Słyszycie te klawisze? Gdy nam śpiewał... grał Stevie Wonder. Nie chciałbym rozkładać wszystkiego na drobne kawałki, bo przyjemność odkrywania tej produkcji jest ogromna.

Jedenasta płyta w dorobku Kravitza zawiera 12 kompozycji autorskich i jak to bywało często w przeszłości została w całości przez niego skomponowana i nagrana. Teksty nawiązują do osobistych doświadczeń, ale również zahaczają o tematykę korupcji czy rasizmu.

Pamiętacie jak napisałem na początku tekstu, że albumy Kravitza często opierają się na pewnym schemacie? Tu jest podobnie, z tym że w przypadku "Raise Vibration" nie ma zbyt wielu smętnych popowych kompozycji. Wszystko kręci się wokół rocka, funku oraz soulu. Słucha się tego naprawdę dobrze.  Taka muzyczna mieszanka sprawia, że jest to jedna z najlepszych płyt artysty.  Wielokrotnie będę niej wracał.

---