Lenny Kravitz od lat podąża dawno utorowaną ścieżką. Pomimo
kilku wyskoków większość jego albumów ma pewien powtarzalny schemat. Parę
rockowych numerów, tradycyjnie funkowe kilery i kilka soulowych czy poprockowych
numerów. Lżejsze, uładzone kawałki dla określonej grupy i czasami z
przeznaczeniem radiowym, oldskulowe kompozycje z dęciakami i pulsującym basem
oraz gitary (gdzie kaczki nikt nie żałował) dla starych zaprawionych w bojach
fanów - oto Kravitz właśnie. Artysta nie zapomina o swoich korzeniach
sięgających do wspaniałych dzieł wydawanych na czarnych krążkach (m.in.: soul,
funk, jazz, gospel, blues czy klasyki rocka).
![]() |
Okładka płyty "Raise Vibration" |
"Raise Vibration" wpisuje się w ten trend z małym
wyjątkiem. Jednak o tym na końcu tekstu. Mamy zatem świetny funkowo-rockowy "Who
Really Are the Monsters?" z saksofonem, wolniejszy rockowy utwór tytułowy
zakończony indiańskimi zaśpiewami ("Raise Vibration"). "Johnny
Cash" zaczyna się jak nagrania Bootsy Collinsa czy Georga Clintona, by
przerodzić się w bardziej liryczną i nastrojową balladę. Nietrudno wyłowić przy
pierwszym odsłuchu kosmiczno-funkowy "It`s Enough!", czyli
pierwszym singlem z płyty. Drugi to "Love", w którym słychać
charakterystyczne wokale Michaela Jacksona.
Na płycie pod numerem 8 ukrywa się słoneczny i beztroski "5
More Days Til Summer" - taki prezent od Kravitza na wakacje. Przytrafiła się tu nawet gitarowa
solówka, co dzisiejszej muzyce rockowej nie jest wcale takie popularne jak kiedyś.
Kolejnym czadowym funkowym kilerem na "Raise Vibration" jest
"The Majesty of Love", w którym jasno wyczuwalne nuty brzmień z lat
70 raczą podniebienie trąbką, saksofonem, ciepłą pulsacją basu. Słyszycie te klawisze? Gdy nam śpiewał... grał Stevie
Wonder. Nie chciałbym rozkładać wszystkiego na drobne
kawałki, bo przyjemność odkrywania tej produkcji jest ogromna.
Jedenasta płyta w dorobku Kravitza zawiera 12 kompozycji
autorskich i jak to bywało często w przeszłości została w całości przez niego
skomponowana i nagrana. Teksty nawiązują do osobistych doświadczeń, ale również
zahaczają o tematykę korupcji czy rasizmu.
Pamiętacie jak napisałem na początku tekstu, że albumy Kravitza
często opierają się na pewnym schemacie? Tu jest podobnie, z tym że w przypadku
"Raise Vibration" nie ma zbyt wielu smętnych popowych kompozycji. Wszystko kręci
się wokół rocka, funku oraz soulu. Słucha się tego naprawdę dobrze. Taka muzyczna mieszanka sprawia, że jest to
jedna z najlepszych płyt artysty. Wielokrotnie
będę niej wracał.
---
---
Raise Vibration to bez wątpienia mój ulubiony utwór z tej płyty :)
OdpowiedzUsuń