Długo się zbieram, żeby napisać coś o koncercie Nine Inch
Nails, który odbył się 10 czerwca w katowickim Spodku. Praktycznie w relacjach
z tego wydarzenia poruszono wszystkie istotne i te mniej istotne aspekty jak:
setlista, ceny biletów, akustyka, publiczność, forma zespołu, oczekiwania
fanów, oświetlenie/efekty wizualne itd. Dlatego też mój krótki tekst ogranicza
się do kilku konkluzji i drobnych przemyśleń z perspektywy wielkiego sympatyka zespołu.
Najpierw na scenie pojawił się support - Cold Cave. Opinie na ich temat są różne, osobiście zachowałem umiarkowany optymizm, bo mimo sporej monotonii brzmienia, amerykański duet wprowadził publikę w nieco transowy nastrój. Na szczęście NIN pojawili się punktualnie. I bez zbędnej ceremonii rozpoczęli intensywne show.
Występ dziewięciocalowych gwoździ odebrałem bardzo entuzjastycznie, pod każdym względem poczułem się usatysfakcjonowany. Najważniejsze było nagłośnienie, które moim zdaniem zdało egzamin, choć i tak niektórzy narzekali. Z łatwością rozpoznawałem każdy dźwięk, każdy niuans. Świetnie wyglądały też animacje wyświetlane na ekranach LED-owych. Lista utworów spełniła moje najśmielsze oczekiwania. Artyści odegrali prawie wszystkie ulubione kawałki (no może poza "Sin", "Terrible Lie" oraz" We`re In This Together Now"). Publika powoli się rozkręcała i na "Head Like Hole" już wszyscy skakali, "Closer" wywołał euforię, a "Hurt" zadumę. Paleta barw w miejscu, które doskonale pasuje na industrialne klimaty, czyli Spodku (otoczenie hali będące w fazie budowy tylko podsycało przemysłowy charakter miejsca).
Występ dziewięciocalowych gwoździ odebrałem bardzo entuzjastycznie, pod każdym względem poczułem się usatysfakcjonowany. Najważniejsze było nagłośnienie, które moim zdaniem zdało egzamin, choć i tak niektórzy narzekali. Z łatwością rozpoznawałem każdy dźwięk, każdy niuans. Świetnie wyglądały też animacje wyświetlane na ekranach LED-owych. Lista utworów spełniła moje najśmielsze oczekiwania. Artyści odegrali prawie wszystkie ulubione kawałki (no może poza "Sin", "Terrible Lie" oraz" We`re In This Together Now"). Publika powoli się rozkręcała i na "Head Like Hole" już wszyscy skakali, "Closer" wywołał euforię, a "Hurt" zadumę. Paleta barw w miejscu, które doskonale pasuje na industrialne klimaty, czyli Spodku (otoczenie hali będące w fazie budowy tylko podsycało przemysłowy charakter miejsca).
NIN przez ponad 90 minut swojego występu nie wchodzili
zbytnio w interakcje z publicznością. Mnie to nie przeszkadzało. Jestem
zwolennikiem teorii - mniej gadania, więcej grania. Trent Reznor skakał po
scenie, ale już bez błota na twarzy i demolowania instrumentów, jak to dawniej
bywało. Tym razem musiała wystarczyć muzyka i robiąca piorunujące wrażenie gra
świateł i wizualizacji.
Nowe kawałki lepiej brzmią na żywo, niż w wersji płytowej.
Szczególnie dotyczy to "Copy Of A" czy "Disappointed" Zauważyłem też, że Trent coraz
chętniej zastępuje regularny zespół elektroniką (robił tak w przeszłości), ale
teraz chętniej bawi się w dj-a, kawałki zyskują bardziej transowe oblicze... Oczywiście czasami łapał za gitarę.
Pojechałem, posłuchałem, pobawiłem się, do końca życia nie
zapomnę. To był bardzo dobry koncert. Sto razy lepszy niż ta relacja, ale zapewniam
Was, czasami brakuje odpowiednich słów, by opisać daną sytuację. To trzeba
przeżyć na własnej skórze. Skórze poprzebijanej dziewięciocalowymi gwoźdźmi.
Setlista:
1. Copy Of
A
2. 1,000,000
3. Letting You
4. March Of The Pigs
5. Piggy
6. The Frail
7. The Wretched
8. Burn
9. Gave Up
10. Sanctified
11. Closer
12. Find My Way
13. Disappointed
14. The Warning
15. The Great Destroyer
16. Eraser
17. Wish
18. The Hand That Feeds
19. Head Like A Hole
20. Hurt
2. 1,000,000
3. Letting You
4. March Of The Pigs
5. Piggy
6. The Frail
7. The Wretched
8. Burn
9. Gave Up
10. Sanctified
11. Closer
12. Find My Way
13. Disappointed
14. The Warning
15. The Great Destroyer
16. Eraser
17. Wish
18. The Hand That Feeds
19. Head Like A Hole
20. Hurt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz