środa, 2 sierpnia 2017

Bekowe zespoły podbijają Polskę?

cz. I






W naszym kraju tradycja robienia muzyki dla żartu/ z jajem ma bogatą tradycję. Nie ma sensu szukać na siłę pierwowzorów, wystarczy odbyć krótką podróż wstecz do lat 90. Satyryczna czasami wręcz happeningowa twórczość zespołu Big Cyc - w klimatach punk rockowych oraz ska - zaczęła zdobywać popularność. Wszystko dzięki poruszaniu tematów błahych jak i ważnych, jednakże zawsze z tzw. „drugim dnem”, co dla tego „bekowego” nurtu muzycznego od zawsze było istotne. Zespół Skiby debiutuje w 1990 roku albumem „Z partyjnym pozdrowieniem. 12 hitów w stylu lambada hardcore” i raczy słuchaczy takimi hitami jak: „Berlin Zachodni” czy „Ballada o smutnym skinie”. Brzmienie Big Cyca z biegiem czasu zaczęło łagodnieć, ale patent na zabawne komentowanie rzeczywistości i nagrywanie kultowych kawałków przez lata pozostał atutem grupy.

Wstęp związany z Big Cycem ma swój cel, bo jest to jedna z tych grup, która komizm przełożyła na sukces komercyjny. Bycie zabawnym stało się wręcz ich najcięższym orężem.  Warto tu wspomnieć o kolejnym zespole bez którego mniej poważny odłam sceny muzycznej nie byłby taki sam – Bielizna (początkowo jako Bielizna Goeringa). Grupę założył Jarek Janiszewski. Jego teksty I wokal stanowią znak rozpoznawczy od początku, czyli od 1984 roku.  Choć formacja zyskała uznanie na scenie muzycznej, to dopiero połączone siły Bielizny i Big Cyc w postaci zespołu Czarno-Czarni uwydatniły satyryczno-komercyjny potencjał Janiszewskiego. Przebojowe numery „Nogi” czy „Trąba-Twist” trafiły pod strzechy rozgłośni radiowych, stacji muzycznych a nawet na… wesela. Wielu fanów „Bielizny” krytykowało jednak nową grupę za łagodniejsze brzmienie.

W roku 1998 Tymon Tymański lider zespołu Kury wydał „najgłupszą płytę świata”.  „P.O.L.O.V.I.R.U.S.” to wielki album „bekowej sceny muzycznej”. Nie może dziwić fakt, że oprócz 6 nominacji do Fryderyków płyta zdobył nagrodę w kategorii Najlepsza Alternatywna Płyta Roku”. Zasłużenie. Ta była petarda. Wszystko co u Tymona najlepsze. Teksty, muzyka na wysokim prześmiewczym poziomie. Kto nie skumał konwencji mógł poczuć się nieswojo. Tymon „darł łacha” z satanizmu, kiboli, rozliczał przeszłość czy parodiował i pastiszował co się da. Śmieszny numer w stylu reggae „Nie mam jaj” spodobać się szerokiej publiczności, a „Jesienna deprecha” w stylu disco/new romantic miała potencjał by zostać ironicznym hymnem pokolenia lat 90. No dobra, zagalopowałem się. Druga w dyskografii płyta Kur wypada dobrze od strony muzycznej dzięki sporej liście zaproszonych gości. I tak np. Jerzy Mazzoll wniósł do brzmienia albumu partie klarnetu, Leszek Możdżer dograł instrumenty klawiszowe, a Olaf Deriglasoff dorzucił sample i trochę swojego głosu. Tymon wmiksował do jajcarskiej konwencji „P.O.L.O.V.I.R.U.S.” śmietankę polskiej sceny muzycznej. W 2001 roku Kury nagrały jeszcze dość przyzwoitą płytę „100 lat undergroundu”, ale nie udało się powtórzyć sukcesu wydawnictwa numer 2 w dyskografii.

 Prawdziwe trzęsienie ziemi na rynku muzycznym przyniósł debiutancki album grup El Dupa. W 2000 roku „A pudle?” rozwaliło system. Wielkie przeboje „Natalia w Bruklinie odc. 1” i „Prohibicja” doczekały się teledysków i przyniosły sporą popularność zespołowi. Jednak na płycie znalazło się więcej porządnego mięcha m.in. „Nie mam dupy” czy „220V” zaśpiewane przez Dr Yry (polecam wersję koncertową, która znalazła się na płycie KNŻ „Występ”). Niewątpliwie sukcesu „A pudle?” nie byłoby bez udziału w projekcie Kazika Staszewskiego, ale też dzięki obecności zespołu Zacier. Rozstrzał stylistyczny jest oczywiście spory - od rocka przez hardrocka aż po muzykę ludową (przynajmniej tak twierdzi wikipedia). To jest pozycja obowiązkowa dla fanów „bekowego grania”.
Romans Kazika Staszewskiego z El Dupą nie był jego jednorazowym wyskokiem, bowiem sam Kazik to kwintesencja muzyki ironicznej/sarkastycznej/parodystycznej w dawce przepotężnej. Dwa kultowe (nie mylić z zespołem Kult) albumy: „12 groszy” i „Melassa” stanowią materiał na pracę magisterską albo doktorancką. Nie ma co opisywać, wypada jeszcze raz posłuchać. Zadanie domowe na dziś – wskaż najlepszy numer Kazika.



W tekście nie pojawiły się nazwy takich zespołów jak Elektryczne Gitary czy Blenders, ale nikt im nie odbierze wkładu w rozbawianie społeczeństwa swoją muzyką.
Jarek Janiszewski, Skiba, Dżej Dżej (Big Cyc), Dr Yry, Kazik Staszewski, Tymon Tymański (nie wiem czy powinienem nazwiska obu Panów pisać obok siebie, bo mieli swego czasu „kosę”), a także legenda podziemia zespół Zacier to punkt wyjścia do pytania postanowionego w tytule -  Bekowe zespoły podbijają Polskę? W drugiej części próba odpowiedzi, czyli Nocny Kochanek wygrywa eliminacje 23. Przystanku Woodstock!

[chwila na oddech]


„Bekowe” zespoły podbijają Polskę? cz. II

Mimo że nie jestem do końca zwolennikiem bezpłatnych imprez muzycznych, to muszę przyznać szczerze, że właśnie występ na darmowym festiwalu Przystanek Woodstock jest dla wielu zespołów prawdziwą trampoliną. Koncert przed kilkudziesięcioma albo kilkuset tysiącami fanów musi na każdym robić wrażenie. Radość fanów jaką widziałem na nagraniu z klubu Progresja - gdy zespół Nocny Kochanek znalazł się w gronie szczęśliwców, którzy na dużej scenie zagrają na Woodstocku – była ogromna. Radość ogromna i zasłużona, bo furora jaką robi ten heavy metalowy skład jest nieprawdopodobna.    

Wizerunkowo zaprzeczają schematom, sami nazywając się zdrajcami metalu. Brzmią jak Iron Maiden czy Helloween napakowane marychą i innymi „rozweselaczami”. Obśmiać patos rodem z Judas Priest przy tysiącu długowłosych metali w glanach i nie dostać przy tym butelką w głowę? Nieźle co? Nocny Kochanek to nie tylko sukces zespołu, który jak wszystkie wymienione w poprzedniej części kapele wymyka się klasyfikacjom. Ten band (jak mówią niektórzy moi rodacy) wpisuje się w pewną muzyczną modę i trend słuchania „bekowych” zespołów. Dla przykładu podam oszałamiającą karierę Domowych Melodii (wyprzedawane kluby i tłumy na Woodstocku odśpiewujące teksty tria) czy ogromną popularność Kabanosa oraz Łydki Grubasa. A także swoisty fenomen – Braci Figo Fagot, którzy seksistowsko-pijacką parodią discopolo zapełniają kluby studenckie i koncerty juwenaliowe.

Nie tylko heavy metal doczekał się artystów z ogromnym dystansem, poczuciem humoru i szaleństwem w oczach. Sięgając pamięcią wstecz łatwo wskazać, że punk rock ma formację The Bill, hip-hop rapera rodem z Zabrza – Stasia, a muzyka alternatywna/metalowa/rockowa 100TVarzy Grzybiarzy. I może dziwić fakt nie zgłoszenia przez Polskę do Eurowizji ich szlagieru „Przejebane”, którego chwytliwy tekst łatwo zapamiętać.

Nocny Kochanek idzie w górę. Dwie wydane płyty o oryginalnie brzmiących tytułach: „Hewi Metal”, „Zdrajcy Metalu”, to tylko początek. Łatwo przewidzieć, że 5 sierpnia publika będzie skakać i śpiewać teksty piosenek. Wysoki, mocarny głos Krzysztofa Sokołowskiego i solówki Roberta Kazanowicza od razu przykuwają uwagę. A przecież Arkadiusz Majstrak (gitara), Artur Pochwała (bas) i Tomasz Nachyła (perkusja) również nadają metalowemu brzmieniu charakteru.



Polska publiczność kocha to przeżycie zabawy, relaksu i wspólnoty koncertowej. A zespoły „bekowej” sceny dokładają do ludycznego charakteru muzyki jeszcze element komizmu. To takie połączenie nocy kabaretowej z koncertem rockowym. Skoro coś działa, nie można tego psuć!


No dobrze, kończmy te pieszczoty. Wkładam koszulkę George`a Michaela i idę pogować do Slayera. A jakie są Wasze ulubione „bekowe” zespoły? 

...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz