wtorek, 7 marca 2017

Dobrze że nie nauczyłem się śpiewać

JAK GROM Z JASNEGO NIEBA... spadła na mnie wiadomość. Kelly Family wraca. 



Jak reminiscencje wracają do mnie te wszystkie lekcje muzyki, kiedy musieliśmy śpiewać przeboje tego rodzinnego zespołu. Wspomnienia są wyraziste. Tylko krtań na samą myśl boli. Wysokie rejestry w sam raz na okres mutacji młodych chłopców.

Są lata 90. Można sobie ciupnąć w grę na Commodore, a zamiast smartfonów w kieszeniach na rogach ulic stoją budki telefoniczne. Dla ciebie to abstrakcja młody człowieku. Pisemka muzyczne typu „Bravo” znasz jedynie ze „śmieszkowych” profili fejsbukowych. Na koncerty chodzisz, bo to modne. Ale Kelly Family nie poznałeś w okresie dorastania. Ich kompozycje nie zryły ci beretu. A pieczołowicie dopracowany przaśny wizerunek nie mógł odcisnąć piętna na twoich instagramowych fotkach.

Zbiorowa histeria na koncertach przy pełnych emocji łzawych kompozycjach? Ktoś powie, że umieją na gitarkach pogrywać i przepięknie podśpiewują o stadionowe hymny o miłości. Jakoś mnie ten folkowo-celtycki wizerunek odpycha. I ten patos. Dziękuję, nie zapłaczę z nadmiaru wrażeń w chusteczkę. Wolę szybciej, mocniej, jeśli z celtyckim sznytem – koniecznie speed folk (Dropkick Murphys).

Dlaczego o tym piszę? Nie po to by się pastwić nad zespołem, który znowu wyprzedaje koncerty. Kelly Family reunion, disco polo w telewizji publicznej. Jakieś potworne nagromadzenie złej karmy. Brakuje tylko klauna w czerwonych włosach śpiewającego po niemiecku i serialu o Tokio Hotel.

Kusi mnie. Ogromnie kusi mnie, aby ułożyć listę wstydu. Ranking najbardziej znienawidzonych przeze mnie zespołów. Nikt tym niedobrym artystom nie zrobił odstraszającej lekcji muzyki. Za bardzo się nasłuchali, wchłonęli zbyt wiele. I poszli dalej. Ewoluowali. Gitara, ognisko, śpiew, blask fleszy, scena na dożynkach…

Mam jednak przewagę nad współczesnym młodym słuchaczem. Dawniej źli artyści byli bardzo wyraziści w swej beznadziejności. Ich muzyka wywoływała dreszcze wkurwienia. Nie to co teraz przy masowej produkcji przeciętności. Nawet nie zdążę znienawidzić gwiazdy telewizji śniadaniowej, a na horyzoncie majaczy już nowa.

To jak wygląda ten wstydliwy top? Okazuje się, że zawiera sprawdzone marki, bo we współczesnych ciężko się połapać. Pani „wydałam dwa single i biorę 15 tysi za koncert” już nie śpiewa, bo zajmuje się gotowaniem ze znanym aktorem. Jak jej na imię? Kurde, nie pamiętam. A Mandarynę bym skojarzył. Gość od przeboju o miłości też niewiele koncertuje. Musi przecież prowadzić 7 kont społecznościowych. A do tego ma te wszystkie aplikacje.


Nie, to nie jest wokalistka Kelly Family.

Zacząłem od lekcji muzyki dawanych przez nauczycielkę geografii. Kolejny raz wrócę do tego wątku. Dobrze, że nie nauczyłem się wtedy śpiewać. Cała edukacja muzyczna poszła w dobrą stronę. Słuch i gust mam całkiem niezłe. I wiem, co jest warte uwagi. Jakich twórców unikać, a których kochać i wielbić. Mogę wieczorami fałszować bez pohamowania, bo do słuchawki od prysznica się nie liczy. Ty myślisz, że masz talent. Jak Kelly Family. Nie! Oni go naprawdę mają.

---------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz