sobota, 19 listopada 2016

Organek - Czarna Madonna (2016) - recenzja płyty


Wreszcie do recenzji podchodzę z ciarkami na plecach, a nie ze znużeniem.

Wiedziałem! Będę znów mało merytoryczny, ale Tomasz Organek zrobił to, co niewielu artystom się udaje. Nie padł ofiarą "syndromu drugiej płyty". Mało tego, on przebił debiut i wystrzelił się na orbitę. Pierwszy album zaczarował Polskę, jednak dopiero wydana 4 listopada 2016 "Czarna Madonna" pokazała energetyczny potencjał artysty. Ten niesamowity potencjał, który usłyszałem tego lata podczas koncertu "Męskiego Grania". Organek rozwalił system.

Niech to szlag! Kolejny raz recenzję rozpocząłem od podsumowania.

Wielu z Was zapewne poznało nową płytę dzięki "Wiośnie" oraz "Mississipi w ogniu". Organek postawił w sporej części krążka na szybki, dynamiczny rockowy materiał. Wyszło to na dobre. Słuchając poprzedniego albumu aż prosiło się o kilka żywszych numerów. No i się doczekaliśmy. "Czarna Madonna" kipi energią. Pierwsze 7 utworów mija jak z bicza strzelił. Wspomniany wcześniej kawałek "Mississipi w ogniu" z gitarami à la Chris Isaak i świetnymi refrenami to jeden z lepszych momentów na płycie. Warto jednak dotrzeć do ósmej ścieżki. "Ki Czort" to początek spokojniejszej części albumu pokaz możliwości kompozytorskich artysty. W "Ultimo" czuć natchnienie od mistrza Wojciecha Waglewskiego. W ogóle dla mnie (i mam nadzieję, że nie jestem odosobniony) Tomek Organek jest naturalnym następcą lidera Voo Voo na polskiej scenie muzycznej (jest osobowość, charyzma i oryginalność).

"Psychopomp" spodoba się fanom nastrojowych akustycznych melodii i bluesa (tematyka związania z rzeką, której nazwę odnaleźć można na setliście albumu - mówi chyba wszystko). Tytułowa  "Czarna Madonna" patetyczny, zmysłowy, kontrowersyjny (?) i posępny erotyk z syrenami w tle. Stop! Przecież mamy tu zgrabne solo, które może kiedyś wejść do jakiegoś kanonu najbardziej pamiętnych chwil współczesnego polskiego rocka. 

Moim znajomi zastanawiali się nad ulubionym kawałkiem. Postawili na utwory singlowe. A ja wybieram prosty, szybki "rocker" pt. "Rilke". "Son of a gun" - w nim jest moc, którą uwielbiam. Bez niepotrzebnych efektów, cios w twarz. Nie jeden raz.

Rock, hard rock, blues, trochę popu - taki jest Organek. Melodie, teksty, riffy, gitary - wszystko skrojone na miarę. Taki ma styl, że z kilometra czuć, a z pięciu słychać.

Organek to cholernie inteligentny i ciekawy facet. Jego twórczości nie da się opisać za pomocą jednej recenzji. Jej trzeba doświadczać. To należy przeżywać, analizować, bawić się nią.

Organek to zrobił! Widać w polskiej muzyce od dziś rządzi on, choć rodzina Waglewskich też jak zwykle w pierwszym szeregu.


---

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz