Wreszcie do recenzji podchodzę z
ciarkami na plecach, a nie ze znużeniem.
Wiedziałem! Będę znów mało
merytoryczny, ale Tomasz Organek zrobił to, co niewielu artystom się udaje. Nie
padł ofiarą "syndromu drugiej płyty". Mało tego, on przebił debiut i
wystrzelił się na orbitę. Pierwszy album zaczarował Polskę, jednak dopiero
wydana 4 listopada 2016 "Czarna Madonna" pokazała energetyczny
potencjał artysty. Ten niesamowity potencjał, który usłyszałem tego lata
podczas koncertu "Męskiego Grania". Organek rozwalił system.
Niech to szlag! Kolejny raz
recenzję rozpocząłem od podsumowania.

"Psychopomp" spodoba się
fanom nastrojowych akustycznych melodii i bluesa (tematyka związania z rzeką,
której nazwę odnaleźć można na setliście albumu - mówi chyba wszystko). Tytułowa
"Czarna Madonna" patetyczny,
zmysłowy, kontrowersyjny (?) i posępny erotyk z syrenami w tle. Stop! Przecież
mamy tu zgrabne solo, które może kiedyś wejść do jakiegoś kanonu najbardziej
pamiętnych chwil współczesnego polskiego rocka.
Moim znajomi zastanawiali się nad
ulubionym kawałkiem. Postawili na utwory singlowe. A ja wybieram prosty, szybki
"rocker" pt. "Rilke". "Son of a gun" - w nim jest
moc, którą uwielbiam. Bez niepotrzebnych efektów, cios w twarz. Nie jeden raz.
Rock, hard rock, blues, trochę popu
- taki jest Organek. Melodie, teksty, riffy, gitary - wszystko skrojone na
miarę. Taki ma styl, że z kilometra czuć, a z pięciu słychać.
Organek to cholernie inteligentny i
ciekawy facet. Jego twórczości nie da się opisać za pomocą jednej recenzji. Jej
trzeba doświadczać. To należy przeżywać, analizować, bawić się nią.
Organek to zrobił! Widać w polskiej
muzyce od dziś rządzi on, choć rodzina Waglewskich też jak zwykle w pierwszym
szeregu.
---
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz