sobota, 19 kwietnia 2014

Zespoły, których dziś nie słucham cz. IV i V

Ostatni odcinek  serii o kapelach z przeszłości, których dziś nie uświadczysz w moim odtwarzaczu, poświęcam cięższym brzmieniom oraz takiej zbieraninie z różnych gatunków muzycznych.



Część IV: Hard Rock/Metal &Muzyka alternatywna:
Megadeth - jeśli chodzi o wielką czwórkę thrashu... Antrax uważałem za zespół dość nierówny. Metallica i Slayer? Do dziś słucham. A kapela Mustaine`a kiedyś przeze mnie bardzo lubiana, popadła w zapomnienie. Uważam, że to błąd, bo Megadeth w ubiegłym roku wydał kolejną płytę i nadal trzyma poziom... No cóż, nikt nie powiedział, że rozstałem się twórczością tego zespołu na stałe. Zrobiłem sobie po prostu kilkuletnią przerwę w słuchaniu. Hehe.


Soulfly - był taki czas, że bardziej jarałem się tym zespołem, niż Sepulturą. Mocno przeorałem drugą i trzecią płytę. Utwór "Seek`n`strike" swego czasu działał na mnie jak paliwo. Here we go! 

Mars Volta - moje pierwsze przesłuchanie "De-Loused in the Comatorium" (2003) skończyło się kupnem krążka, analizowaniem okładki, tekstów i ogólnym zachwytem nad zespołem Omara Rodrigueza-Lopeza oraz Cedrica Bixlera-Zapaty (wcześniej znanych z At The Drive-In). Ich debiutancka płyta odświeżała skostniałe struktury rocka progresywnego i nadawała ton ówczesnej muzyce alternatywnej. Z czasem jednak wysoki wokal Omara zaczął mnie drażnić i kolejne płyty już tak nie wprawiały w euforię. Warto jednak wsłuchać się we wspomnianą przez mnie "De-Loused in the Comatorium". Pośród różnych smaczków można tam odkryć bas Flea (Red Hot Chili Peppers) oraz gitarę Johna Frusciante (ex-RHCP), a także niesamowicie bębniącego Jona Theodore.

Deep Purple - jedna z niewielu legendarnych kapel, którą lubię i nie słucham obecnie. No cóż, tak się po prostu złożyło. Lubię ich pierwsze płyty ("In rock", "Made in Japan"). Na nowsze dokonania pewnie kiedyś zajrzę.

Część V: różne:
Young Gods - industrial, rock, ambient prosto ze Szwajcarii. Muzyka dziwna, mroczno-transowa, specyficzna. Wpisuje się w obszerny nurt artystów z różnych gatunków, którzy przykuwali moją uwagę dekadę temu. Polecam wydany w 2000 roku "Second nature". 

Norah Jones - w 2003 roku byłem fanem amerykańskiej artystki łączącej jazz, folk, soul z muzyką pop. Album "Feel like home" był znakomitą odskocznią dla gitarowych zainteresowań, jakie rozwijałem w tamtym czasie. Kto nie czuje fenomenu kawałka "Sunrise" niech pierwszy rzuci kamieniem...


Przy sporządzaniu ostatnich wpisów musiałem dokonać selekcji. Zespołów "odstawionych" jest więcej, a niektóre z nich mogą nawet dla zaawansowanych słuchaczy okazać się nieznane. Czas pokaże jak ta lista będzie wyglądać za kilka lat. Jest duże prawdopodobieństwo, że do opisanych tu artystów kiedyś powrócę. Przecież musiałem odświeżyć ich płyty, by napisać ten cykl. I ta podróż w przeszłość była przyjemnym doznaniem.

A jakie jest Wasza lista porzuconych kapel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz