Jako fan zespołu The
Prodigy zawsze z nadzieją oczekuję kolejnych albumów. W 2009 roku ukazała
się moja ulubiona płyta "Invaders Must Die" z fenomenalnym kawałkiem
"Omen". 30 marca zespół wypuścił szóstą płytę. Krążek "The Day Is My Enemy" tytułem
nawiązuje do słów Elli Fitzgerald: "Dzień jest moim wrogiem, noc
przyjacielem". Album z założenia miał być dynamiczny i agresywny.
Najpierw okładka - a na niej mroczny lisek, który skrada się
pod domostwa. Rudzielec patrzy nam prosto w oczy. Czy zatem zespół jest jak ten
chytrusek, który chce nas wykiwać? Jedni recenzenci twierdzą, że tak. Ja
uważam, że jest odwrotnie.
![]() |
The Prodigy - The Day Is My Enemy |
"The Day Is My Enemy" rozpoczynają dwa numery
singlowe, z których kawałek tytułowy wyróżnia się żywymi bębnami Top Secret
Drum Corps, ciekawą partią wokalną Martiny Topley-Bird (współpracowała m.in. z
takimi artystami jak: Tricky, Gorillaz, Massive Attack) oraz motywem rodem z
maszyny 8-bitowej. "Nasty" zapada w ucho głównie dzięki
charakterystycznemu brzmieniu* i wokalom Flinta. Później mamy bardzo
intrygujący numer wzbogaconymi klimatami orientalnymi "Rebel Radio".
"Ibiza" z gościnnym udziałem Sleaford Mods z agresywnymi tekstami (numer z przekazem krytycznie odnoszący się
praktyk współczesnym DJ-ów, czyli np. grania muzyki z mp3). Jednak
najważniejszym i moim zdaniem najlepszym momentem na płycie jest utwór
"Wild Frontier" - od razu wpada w ucho - coś dla fanów brzmień ery
gier telewizyjnych i c-64 (koniecznie zobaczcie teledysk). Kolejne numery
eksplorują różne nurty muzyki elektronicznej:
drum and bass ("Rok-Weiler", "Roadblox"), klimatyczny
"Beyond The Deathray" z masą syntezatorów od Neila McLellana
(współpracuje z The Prodigy od ich drugiego albumu) czy dynamiczny oparty na
orientalnym motywie "Medicine".
A teraz o dwóch bardzo oryginalnych kawałkach - spokojny "Invisible
Sun" na myśl przywodzi twórczość The Glitch Mob. Za świetną melodię,
klimat i przesterowane gitary wypada dać dodatkowy punkt. Zupełnym
przeciwieństwem jest wściekły "Wall Of Death", który zamiata parkiet.
Ten numer jest jak pomost między starym a nowym The Prodigy.
Według twórców ten album najlepiej sprawdzi się na żywo.
Zapewne dynamiczne numery "pod nóżkę" rozgrzeją i tak już gorące sety
The Prodigy. Nie jest to płyta przełomowa w elektronice, bo taka nie mogła być,
natomiast album spełnia standardy, do których artyści zdążyli nas przyzwyczaić.
Warto dodać, że praktycznie większość materiału stworzył Liam Howlett i to jego
można chwalić lub krytykować za ten album (za jego koncepcję, przekaz itd.).
Wbrew krytycznym opiniom nie jest to dzieło złe. Nie jest najlepsze w
dyskografii, ale dzięki takim perełkom jak "Wild Frontier" czy
"Invisible Sun" warto posłuchać. Niejeden raz. Polecam.
*Zawsze opisując płyty z elektroniczną muzyką brakuje mi
słów, by nazwać niektóre zjawiska. Motyw przewodni kojarzy mi się z Chinami lub
Japonią.... Trzeba posłuchać i wyrobić sobie własne zdanie. Taka prawda.
Lista numerów:
Lista numerów:
1. The Day
Is My Enemy
2. Nasty
3. Rebel
Radio
4. Ibiza
(feat. Sleaford Mods)
5. Destroy
6. Wild
Frontier
7.
Rok-Weiler
8. Beoynd
the Deathray
9. Rhythm
Bomb (feat. Flux Pavilion)
10.
Roadblox
11. Get
Your Fight On
12.
Medicine
13.
Invisble Sun
14. Wall of
Death