czwartek, 11 czerwca 2015

Gojira, Slipknot, Godsmack (9.06.2015, Impact Festival, Łódź - Atlas Arena) - relacja z koncertu

Gdy 7 lipca 2014 umieszczałem na blogu wpis - 5 najbardziej wyczekiwanych zespołów w Polsce - nie marzyłem nawet, że niespełna rok później będę posiadaczem biletów dla dwa z nich (Godsmach i Foo Fighters). Dziś jestem już w połowie drogi, bo po zaliczeniu - Impact Festival 2015 w Łodzi.

Pewnie zmartwię niektóre osoby, ale widziałem tylko trzy występy: Gojira, Slipknot i Godsmack. Na pozostałe nie udało się zdążyć. Zatem odnotuję, że we wtorek 9 czerwca grali także: ThermiT, Lion Shepherd, One oraz Hollywood Undead; natomiast w przerwach rockowe kawałki miksował DJ Kebs. Od razu też napiszę, że organizacja na festiwalu pozostawia wiele do życzenia (obsługa słabo zorientowana, brak dobrego oznaczenia wejść  i największy grzech - wciśnięcie Godsmacka na małą scenę poza halą Atlas Areny). Na szczęście line-up był zacny i tylko to uchroniło organizatorów z Live Nation przez totalną krytyką...

Impact Festival 2015
Impact Festival 2015

Moim pierwszym koncertem była Gojira. Zespół znałem głównie z płyty "From Mars To Sirus" więc kojarzyłem pojedyncze kompozycje. Tym bardziej byłem mile zaskoczony występem Francuzów. Wulkan energii, który wybuchł podczas ich koncertu spłynął na publiczność. Naprawdę sprawdzili się w roli supportu Slipknota. Mario Duplantier za bębnami, to zjawisko które trzeba zobaczyć na żywo.

Wiem, wiem - czekacie na moje spostrzeżenia z koncertu headlinera festiwalu, czyli Slipknota. Ten występ był dla mnie podróżą w przeszłość, kilkanaście lat wstecz kiedy goście w maskach robili na mnie ogromne wrażenie. Trzeba jednak podkreślić, że ostatni album kopie tyłki, dlatego posłuchanie nowym numerów było równie ekscytujące, co poskakanie do klasyków. 

Slipknot
Slipknot

Koncert rozpoczął się od wstępu z albumu "5: The Gray Chapter", czyli od "XIX" przy opuszczonej kurtynie (budowanie emocji proszę państwa!), po którym poleciał "Sarcastrophe". Nie mogło zabraknąć też "Killpop" oraz mojego ulubionego "Custer" (numer idealnie skrojony pod koncerty). Starsi fani żwawiej zareagowali na "Wait and Bleed". Można było się porozpychać przy "Duality" oraz "Spit It Out". Były nieodzowne elementy przedstawienia: ognie, beczki na obrotowych platformach i sporo szaleństwa pod sceną. Corey Taylor zachwycał się publicznością (Sprawiliście, że poczuliśmy, jakbyśmy byli Polakami). Bawiłem się świetnie, zwłaszcza przy "Spit It Out", kiedy publika zwariowała.  Tuż przed bisem trzeba było udać się w stronę wyjścia, by załapać się na dobre miejsce przed scenę poza halą. Dobre, to za słabe słowo. Przyzwoito-strategiczne, bliżej zespołu, a jak najdalej od stoisk z jedzeniem. 


Godsmack wreszcie w Polsce. Pierwszy raz przyjechali i bardzo im zależało na dobrym występie. Zaczęli w deszczu około godziny 23:30 numerem "Straight Out Of Life", później był "Awake" i "1000hp". "Keep Away" zostało wzbogacone wstawką Pantery ("Walk"), a  przy "Something Diffrent" Sully Erna poprosił, by publika zaśpiewała tak, by słychać było aż w Moskwie. Polaków o takie rzeczy zbyt długo prosić nie trzeba. "VooDoo" śpiewali wszyscy i to był ten magiczny moment, na który czekałem lata. A potem było jeszcze więcej emocji: "Batalla de los Tambores" na dwie perkusje (stały element występów), a także krótki miks klasycznych numerów (m.in.: "We Will Rock You" Queen, "Back In Black" AC/DC). Deszcz co jakiś czas wracał, ale nie zdołał ostudzić tłumu. Widać, że zespół się starał, a fani odwdzięczali się jak się tylko da (czytaj: skacząc, śpiewając). Finałem tego wydarzenia było zaproszenie wszystkich przez frontmana Godsmacka do młyna, który miał zostać nagrany (i jak dobrze pójdzie - wklejony do nowego  teledysku). Pod sceną zakotłowało, kto nie chciał brać udziału w zabawie, musiał uciekać daleko do tyłu. Ja zostałem i walczyłem w młynie podczas "I Stand Alone". Na tym utworze zakończyli swój godzinny występ oznajmiając, że tylko tyle mogą dziś grać.



To wszystko, można iść. Jeszcze tylko cztery godziny w samochodzie i upragnione łóżko. Impact Festival należy uznać za udany pod względem muzycznym i słaby od strony organizacyjnej. Wypada liczyć na poprawę przy kolejnej edycji. Gdzie, kiedy z jakimi kapelami? Przekonamy się za rok?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz