czwartek, 28 grudnia 2017

Najlepsze polskie płyty 2017 roku

To będzie dość kontrowersyjne zestawienie. Nie każdemu przypadnie do gustu. Niektórzy mnie przestaną lubić. Inni pomyślą, że postradałem zmysły. Tak! Postradałem, ale o tym później. Zapraszam do lektury "szczęśliwej siódemki 2017 roku".


Hańba - Będą bić!
7. Hańba - Będą bić!
Punk rok lat trzydziestych - oto Hańba! Zespół bardzo oryginalne, ciekawy, mocno i konsekwentnie trzymający się obranej stylistyki. Choć wyglądają jak kapela podwórka z warszawskiej Pragi, to ich miastem rodzinnym jest Kraków. Drugi album grupy kompozycyjnie stoi na wysokim poziomie. Jednak delikatnym cieniem na płycie kładzie się dziwna (płaska?) produkcja nagrań. Brzmi to jakoś tak płasko? Brakuje przestrzeni. Bardzo przyzwoite kompozycje sporo na tym tracą. Nie wiem jaki jest powód takiego zabiegu. Jeśli pieniądze - zrozumiem. Polecam numery "Hoży i świeży" oraz "Puste samoloty". Data premiery: 12 lutego 2017


Zenek - Trudno!
6. Zenek - Trudno!
Zenek znany przede wszystkim z Kabanosa poza macierzystym projektem sporo działa muzycznie. Trzeci solowy album, to popisowe teksty, mocne rockowe numery i spora dawka humoru/absurdu. Zenek jest także autorem jednego z największych tegorocznych kilerów "Zdrowo jebnięty". Kawałek rozwala system. Dla leniwych - można posłuchać całości na YT. Soczysty album, choć nie każdemu podejdzie taki "pojechany" klimat. Data premiery: 17 sierpnia 2017






Nocny Kochanek - Zdrajcy Metalu
5. Nocny Kochanek - Zdrajcy Metalu
Absolutny strzał w dziesiątkę! Zespół znienawidzą fani heavy metalu, w którym latają smoki i inne potwory, a patos jest na poważnie. Tu patos podkreśla jeszcze bardziej efekt komiczny, który towarzyszy tekstom i wizerunkowi Nocnego Kochanka. Brzmieniowo to Iron Maiden, czasami AC/DC (w ich przypadku AC piorun DC). Możliwe że za kilka lat moda przeminie i kolejny "bekowy zespół" przestanie wyprzedawać kluby i robić zabawne teledyski. Jednak na te chwilę są numerem jeden wypełniającym nudę na scenie heavy metalowej. A teraz możecie mnie przekląć i nazwać zdrajcą metalu! Data premiery: 12 stycznia 2017

Lunatic Soul - Fractured
4. Lunatic Soul - Fractured
Brytyjczycy mają Porcupine Tree i Stevena Wilsona, a Polacy Riverside oraz Mariusza Dudę. Piąta solowa płyta pod szyldem Lunatic Soul jak wielu się domyśla nasycona jest traumatycznymi doznaniami (śmierć ojca Mariusza Dudy oraz przyjaciela - Piotra Grudzińskiego - gitarzysty Riverside). Co ciekawe nastrój płyty nie jest depresyjno-dołujący, a raczej kameralno-intymny. Wciąga od pierwszych taktów i trzyma do końca. Według Duda "Fractured" jest najbardziej dopracowaną płytą. Progresywną i elektroniczną. Jest też dużo więcej utworów opartych na rytmie i groovie, i mimo że wciąż nie ma tutaj ani grama gitary elektrycznej – jest to najbardziej rockowa produkcja z symbolem LS na okładce*- mówi lider zespołu. Wypada się z tym zgodzić.  Wyróżniam ten album za wysoki poziom kompozycyjny. Nic tu niezwykłego nie napiszę. Trzeba się zapoznać z tym wydawnictwem. "Fractured" pozycją obowiązkową dla fanów Pink Floyd, Porcupine Tree, Rush, Archive i oczywiście Riverside, aczkolwiek inni słuchacze również znajdą sporo dla siebie. Data premiery: 6 października 2017

Me And That Man - Songs Of Love And Death
3. Me And That Man - Songs Of Love And Death
Ileż ja się broniłem przed tym albumem. A że to kalka Nicka Cave`a, a że wtórny blues-country rock. I tak po okresie medialnej burzy pt. "Nergal śpiewa!" wziąłem się na spokojnie za "Songs Of Love And Death" i... muszę posypać głowę popiołem, uderzyć się w pierś i wykrzyczeć - "ja, podły!". Ta płyta jest świetna. Choć do bólu amerykańska, to niesamowicie dobra, zadziorna i zróżnicowana. Czasami jest mrocznie, gdy Adam Darski jak wąż zaciska się na gardle słuchacza, a nożem gitarowych riffów grozi John Porter ("Shaman Blues"), bywa też skocznie jak na wiejskiej potańcówce ("One Day"). To miał muzyczny "tribute" dla takich artystów jak Johnny Cash i okazał się bardzo udany. "Nightride" z harmonijką czy dziecięcy chór w "Cross My Heart And Hope To Die" kładą na łopatki. Porządny materiał na wiele wieczornych posiedzeń! Data premiery: 24 marca 2017

Pampeluna 4P - Projekt Patryoci
2. Pampeluna 4P - Projekt Patryoci
Rapcore uczy jak być patriotą i doceniać to, co nasze. Energetyczne numery mówiące o ważnych wydarzeniach z historii Polski są jak piguła motywacyjno-nakręcająca wbita w tyłek malkontenta. To nie tylko opowieści, ale też legendy (Pan Twardowski w "Cyrografie" - jeden z lepszych refrenów). Prócz klimatów wojennych jak "Monte Cassino" czy "4:45" są też numery traktujące o przyjaźni polsko-węgierskiej czy nostalgiczny "Kierunek dom". "Cud nad Wisłą" to być najlepszy rapcorowy polski numer 2017 roku! Jednym słowem - cała paleta - tematów związanych z ojczyzną. I nie jest to obciachowa lekcja historii, tylko wciągający wykład patriotyzmu w ostrym rapcorowym klimacie. Aż człowieka wyrywa z siedzenia. Aż chce się chwycić za szabelkę! Data premiery: 24 lutego 2017

Voo Voo - 7
1. Voo Voo - 7
Dzieci proszone są o odejście od monitorów. Już? Dobrze! Voo Voo jest jak narkotyk. Jak weźmiesz dawkę, wpadasz po same uszy. Trudno opisać słowami ten fenomen. Muzyka tak zmysłowa, ciepła a zarazem niepokojąco przerażająca. Siedem dni tygodnia zobrazowanych dźwiękami, to nawiązanie do nieuchronności czasu, przemijania i czającej się nieopodal śmierci. Kompozycje Wojciecha Waglewski zawszę są przestrzenne, klimatyczne, a pozostali instrumentaliści świetnie wypełniają tę niezwykłą mistyczną materię płyty "7". Wiadomo Karim Martusiewicz mistrz! Saksofonista Mateusz Pospieszalski mistrz! Perkusista Michał Bryndal mistrz! Czterech mistrzów nie mogło nagrać złej płyty. Data premiery: 7 marca 2017 


_______________________ 
* LUNATIC SOUL - Fractured Digibook, www.mystic.pl [dostęp 2017-12-18] (pol.).

W krytycznych recenzjach płyty "Projekt Patryoci" pojawia się zarzut grafomanii i kompozycji "na jedno kopyto". Jeśli w niektóre kawałkach mogą pojawić zdaniowe konstrukcje, to jest też sporo bardzo dobrych fragmentów ("Monte Cassino"). Podobieństwo kawałków? Niekoniecznie. Po lepszych wsłuchaniu się łatwo dostrzeże się zróżnicowanie. Aczkolwiek wciąż jest to gatunek muzyczny, gdzie szybko i mocno oznacza dobrze.

Więcej o Nocnym Kochanku przeczytasz w tekście - Bekowezespoły podbijają Polskę?
Znajomi znienawidzą mnie za umieszczenie Nocnego Kochanka w rankingu. Ba! Rozwieszą w nienawiści na pobliskich słupach. Może będą mieć rację, a ja za rok zapomnę o tej płycie. Na ten moment dość specyficzny klimat "Zdrajców Metalu" doceniam, choć zdaję sobie sprawę z kontrowersyjności wyboru. Zachęcam wszystkich do umieszczenia w komentarzach swojego osobistego rankingu.

...

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Najlepsze zagraniczne albumy 2017 roku

To był rok rozczarowań. Moi faworyci zamiast rzucić na kolana jak to było przez lata zmusili do mnie do tarzania się po podłodze... z rozpaczy. Okej, ten wpis poświęcony jest najlepszym (moim zdaniem) płytom A.D. 2017 więc na szybko wymienię albumy, które nie rozczarowały, ale nie załapały się zestawienia: Gorillaz - Humanz (kilka świetnych numerów jak "Sex Murder Party", ale też sporo przeciętnego materiału); Depeche Mode - Spirit (singiel im wyszedł, cała płyta jest bardzo poprawna). Nie robiłem osobnego rankingu muzycznych niewypałów 2017 roku, dlatego wymienię je tu: nowe albumy Foo Fighters i Queens Of The Stone Age - to dla mnie największe rozczarowania. Uwielbiam te zespoły, więc tym bardziej gorycz większa.

Skupiając się na pozytywach - mamy zestawienie najlepszych/najciekawszych wydawnictw.


Mastodon - Emperor Of Sand
8. Mastodon - Emperor Of Sand
Bardzo jestem ciekawy min fanów po usłyszeniu numeru "Show Yourself". Czy strawili temat dzielnie, czy podzielili się na obozy. Lżejsze i bardziej przystępne momenty "Emperor Of Sand" wcale nie są wadą albumu. Dają zróżnicowanie, bo grupa przecież nie straciła pazura i nadal tworzy mieszankę ciężkich hard rockowych i metalowych klimatów (co tam jeszcze? sludge metal, stoner rock, rock progresywny). Idąc dalej, ta budząca wiele kontrowersji płyta została w niektórych zestawieniach umieszczona jako jedna z najlepszych wydanych w 2017 roku (2 miejsce wśród 25 najlepszych albumów metalowych według portalu Loudwire). W pewnym stopniu się z tym zgadzam, tylko u mnie Mastodon ląduje na pozycji nr 8. Data premiery: 31 marca 2017

Prophets Of Rage - Prophets Of Rage
7. Prophets Of Rage - Prophets Of Rage
Połączenie Rage Against The Machine, Public Enemy i Cypress Hill wyszło nadspodziewanie dobrze. Rasowy album w klimacie rapcore wciąga od samego początku i wprowadza słuchacza w strefę komfortu, bo można się rozsmakować w sprawdzonych patentach (rapowe wokale czy charakterystyczne brzmienie gitary Toma Morello). Oczywiście od strony przekazu płyta nie pozwala na długo pozostać w stanie umysłowe wyciszenia. Moim faworytem jest funkujący "Take me higher". Czytałem trochę krytycznych recenzji, jednak czy ludzie którzy wielokrotnie wymyślali proch mają to czynić ponownie? Nie sądzę. Data premiery: 15 września 2017


Dead Cross - Dead Cross
6. Dead Cross - Dead Cross
Patton + Lombardo równa się sukces. Agresywna, chaotyczna, ostra płyta w metalowych rejonach przypomina dokonania Slayera, Fantomasa i Dillinger Escape Plan. Nie każdemu się spodoba, nie wszyscy przebrną. Mnie się udało. W dziedzinie solidnej muzycznej rąbanki jest to czołówka 2017 roku. Dalej nie wchodziłem. Nasycili moje zapotrzebowanie. Dziękuję, dobranoc. Recenzja.
Data premiery: 4 sierpnia 2017







Marilyn Manson - Heaven Upside Down
5. Marilyn Manson - Heaven Upside Down
Choć dziś pikietowanie przed koncertami Mansona wydaje się dziś już zbędnym zajęciem, bo artysta nieco stępił pazury kontrowersyjności, to wciąż należy się liczyć z jego muzycznym obliczem. Wbrew temu, co pisze prasa o spadku formy artysty i jego niedyspozycjach podczas występów na żywo, MM na "Heaven Upisde Down" potwierdza, że wysoki poziom " The Pale Emperor" nie był dziełem przypadku. Nowy album wciąga i nie pozwala nam stracić zainteresowania. Kawałek porządnego płyciwa - rzekłby zapewne prezenter komercyjnej stacji radiowej. Będę równie mało merytoryczny, bo nie zamierzam wyróżniać poszczególnych utworów. Data premiery: 6 października 2017

Royal Blood - How Did We Get So Dark?
4. Royal Blood - How Did We Get So Dark?
Przy debiucie byłem dość powściągliwy. Teraz mam przekonanie. Royal Blood to porządny rockowy duet. Swoim drugim albumem kupili mnie. Grupa gdzieś lawiruje między garażowym rockiem, stonerem i bluesem. Odrobina gitarowego brudu może nawet sugerować subtelne inspiracje stoner rockiem. A na "How Did We Get So Dark?" wytaczają najlepsze działa. Jeśli "She's Creeping" jest flirtem z Arctic Monkeys, to już "I Only Lie When I Love You" rozsadza bębenki. "Look Like You Know" wiąże ze sobą nowe brzmienia Queens Of The Stone Age z wrażliwością wokalną Jeffa Buckleya. Do tego wypada dorzucić świetne riffy jak choćby ten w "Where Are You Now?" by zakochać się w tym albumie. Na całego! Data premiery: 16 czerwca 2017


Jamiroquai - Automaton
3. Jamiroquai - Automaton
Jamiroquai zainspirowany wpływem sztucznej inteligencji na ludzką rasę i funkowymi robotami od Daft Pank wraca po siedmiu latach milczenia. Ten zespół mistrzostwo radzi sobie w dosyć ambitnym wydaniu muzyki tanecznej, gdzie tradycje i nowoczesność przenikają się w kosmicznym bigosie. Naprawdę smacznym bigosie. Recenzja. Data premiery: 31 marca 2017








LCD Soundsystem - American Dream
2. LCD Soundsystem - American Dream
Coś jest w tym elektronicznym graniu. Czuję tu ducha Joy Division ("Other Voices") oraz Killing Joke ("Emotional Haircut"), ale również echa synth popu w "Tonite" (znawcy tematu mówią, że to disco-punk). Absolutnym otwieraczem jest "Oh Baby". Chwytliwe "Call the Police" powinno się spodobać fanom rocka spod znaku Davida Bowiego, a James Murphy skutecznie podrabia manierę wokalną Bono. Przyznam, że nie znam twórczości LCD Soundsystem i może w dyskografii znajdą się lepsze krążki, ale "American Dream" na teraz jest na tyle dobra, by ją umieścić w zestawieniu. Słucham i wkręcam się. Petarda! Data premiery: 1 września 2017


Living Colour - Shade
1. Living Colour - Shade
Ten album to kiler. Jeden z najlepszych w dorobku grupy. Funk/metal/alternatywny rock tchnięty bluesem. Wystarczy usłyszeć "Program", by wiedzieć że muzycznie są to Himalaje. Bardzo dobra produkcja, świetne kompozycje i 13 kawałków wchodzi jak nóż w masło. Living Colour nigdy mnie nie zawiedli. Oni po prostu nie nagrywają słabych rzeczy. Jako wielki fan "Vivid" chętnie wsłuchiwałem się w albumy publikowane również w XXI wieku. Jednak od ostatniej pozycji w dyskografii minęło osiem lat. Dla "Shade" warto było czekać. Po jednym odsłuchaniu wiedziałem, że to będzie płyta roku. Być może nikt inny się nie zdecyduje na taki wybór. A szkoda, bo "Shade" jest dziełem godnym uwagi. Data premiery: 8 września 2017


Analizując podium od razu widać, że muzyka elektroniczna bardziej skupiała moją uwagę. Wielu rockowych/gitarowych rzeczy w 2017 roku nie słyszałem. W zestawieniach streamingowych portali np. wśród polskich rzeczy rządzi hip-hop. Trudno jest wskazać symptomy zmiany na najbliższe lata. Z drugiej strony jak się prześledzi ilość zaplanowanych na przyszły rok koncertów, łatwo dojść do wniosku, że na żywo uwagę przyciągają duże marki z gatunku rocka (Metallica, Ozzy Osbourne, Guns`N Roses czy Deep Purple).

Złapałem się na tym, że coraz więcej muzyki słucham na różnych urządzeniach (w telefonie z YouTuba, z konsoli). Płyt kupuję mniej, ale nadal staram się promować młodych artystów. Muzyka na żywo, festiwale, obsłuchiwanie nowości i powracanie do klasyki - oto mój świat.

W czym dana płyta jest lepsza od innej? No w czym? Powyższy ranking powinien nosić tytuł "moje ulubione albumy 2017 roku na dzień...". Tak, drodzy czytelnicy. Jak zwykle kwestia gustu, subiektywna i jedne dzieła hołubiąca a inne krzywdząca. Dlatego proszę Was byście w komentarzach umieścili swoje zestawienia najlepszych/ulubionych płyt kończącego się roku.

...

wtorek, 12 grudnia 2017

Primus - The Desaturating Seven (2017) - recenzja płyty

Oranżada bez gazu?

Album "The Desaturating Seven" gdzieś mi umknął. Z drugiej strony jednak każde kolejne wcielenie Lesa Claypoola przynosi coraz większe cyrkowo-basowe masturbacje, pośród których niełatwo się poruszać. Zatem łatwo coś może uciec uwadze niczym gaz z piwa, albo bąbelki z napoju gazowanego. Choć jest to dzieło Primusa, wcale nie przypomina ostatniego porządnego dzieła tria "Green Naugahyde". Jest też pierwszą płytą z perkusistą Timem Alexandrem od 1995 roku.

Napisz merytoryczną recenzję albumu Primusa, a powiem ci kim jesteś? Wyzwanie zawsze warto podjąć. Zacznijmy od tytuły. "The Desaturating Seven" to klasyczny primusowy tytuł, który niekoniecznie zbyt wiele mówi, poza tym że faktycznie na płycie jest 7 kawałków. Zgodnie z primusowym kanonem zawiera zestaw kompozycji pokręconych, dziwnych, z wyeksponowanymi partami basu lidera grupy. I tak jeśli momentami brzdąkanie przypomina dźwięk zacinającej się maszyny (saturatora?), to w takim "The Scheme" czy "The Storm" bas pogrywa całkiem nieźle i nawet przykuwa uwagę. Na chwilę... Problem z tym wydawnictwem jest inny. Jeżeli "Green Naugahyde" rozkręcało się, by w pewnych momentach rozkręcić się i dać odbiorcy radość, tak "The Desaturating Seven" jest swoistym preludium do dzieła, którego nie usłyszymy. Niezrozumiałe? Wyobraź sobie, że z 7 wstępów/intro składasz album. Efekt? Tak powstaje najnowsza płyta Primusa. Słuchałem, czekałem i z każdym kolejnym numerem moja nadzieją ulatywała. Faktycznie "The Desaturating Seven" jest jak tytuł, czyli pozbawiona bąbelków, bez gazu. Jak wywietrzała oranżada. Ktoś ma ochotę skosztować?

...

niedziela, 3 grudnia 2017

Jamiroquai – Automaton (2017) - recenzja płyty



Automat – urządzenie, maszyna lub ich zestaw, wykonujące samoczynnie cykl czynności lub operacji określony konstrukcją lub programem, niewymagające bezpośredniego udziału człowieka. (wikipedia.pl)


Z moich muzycznych statystyk wynika, że najczęściej słuchałem albumu "Dynamite", co nie może dziwić, bo to rewelacyjny materiał. Jednak już pierwsze dźwięki "Automaton" szybko zaskarbiły moje serce i mogłem na chwilę zapomnieć o tamtym klasyku. Jamiroquai po 7 latach milczenia wraca ze swoim kosmicznym elektronicznym funky oraz disco. Słuchając nowej płyty zostajemy zabrani na kolejną międzygalaktyczną wycieczkę. Jay Kay chce również przypomnieć ludzkości, że w świecie nowoczesnej technologii i sztucznej inteligencji coraz bardziej zapomina się o prostych i przyjemnych rzeczach. 

Jamiroquai - Automaton
Jamiroquai - Automaton


Płytę rozpoczyna świetna synteza brzmień Steviego Wondera i klasycznego funk, czyli kompozycja "Shake It On". Prócz odjechanego singla "Automaton" mamy też oparty na wyraźnej linii basu "Superflesh". Prawdziwą perełką jest wrzucenie tu ducha afrobeatu "Nights Out In The Jungle" (gatunku muzycznego spinającego jazz, funk i plemienną muzykę nigeryjską). Nie bez powodu prasa zagraniczna zwraca uwagę, że nowe dzieło Jamiroquai jest swoistą dedykacją dla Daft Punk. Gdzie nie przyłożyć ucha, tam słychać inspiracje tym francuskim duetem (choćby użycie wokodera). Fascynacje funkowymi robotami nie są tu jednak dominantą, Jamiroquai atakuje cała gamą dźwięków znanych ze swoich poprzednich albumów. "We Can Do It" jeszcze nie raz poleci w moich słuchawkach.

Te kilka lat milczenia opłaciło się. Jamiroquai gwarantuje słuchaczom bardzo dobry album, pełen sprawdzonych patentów i trochę nowych inspiracji. Wciąż udowadnia, że wśród ambitnej muzyki tanecznej zajmuje wysokie miejsce. Polecam!

...