Strach przed utratą kolejnej legendy powoduje*, że media
przychylniej zerkają na tych żyjących. David Bowie odszedł w styczniu. W
świecie muzycznym zrobiła się wielka wyrwa. A przecież kiedyś on nagrywał z
Iggym Popem znakomite albumy. Ich wspólny berliński etap twórczości okazał się
niezwykle płodny. To był jeden z najciekawszych duetów w historii rocka. Teraz
pozostał nam tylko Iggy i jego prawdopodobnie pożegnalny album.
![]() |
Okładka płyty "Post Pop Depression" |
Siedemnasta płyta Iggy Popa wychodzi oficjalnie w piątek 18
marca jednak kilka dni temu została opublikowana w internecie więc każdy mógł
się z nią zaznajomić przed premierą. Skorzystałem z tej okazji i ja.
Największym magnesem przyciągającym do "Post Pop
Depression" jest Josh Homme. Lider Queens of the Stone Age podjął
współpracę z Iggym w styczniu 2015 roku. Po kilku rozmowach i przygotowaniach
artyści przystąpili do nagrywania. Proces rejestrowania nowych kawałków
rozpoczął się w należącym do Homme`a studio Joshua Tree w Kalifornii a
zakończył w innym studio (Burbank). Wsparcia na płycie udzielili: Dean Fertita
(The Dead Weather, Queens of the Stone Age), który wespół z Joshem nagrał
partie gitar, basu oraz instrumentów klawiszowym; natomiast za perkusją usiadł
Matt Helders (Arctic Monkeys).
Album "Post Pop Depression" przynosi 9 numerów,
które trzymają poziom i czuć tu niesamowity klimat. To jest Iggy Pop
wkraczający na teren pustyni należącej do Josha. Westernowy "Vulture"
mógłby stanowić projekcję siły Ennio Morricone na psychodeliczno-indiańską
przestrzeń piasku, wiatru i kaktusów znaną choćby z nagrań Desert Session.
Zacząłem trochę od środka, ale początek albumów jest dość
standardowy, rzekłbym piosenkowy ("Gardenia"). "Sunday" oparty jest funkowym podłożu i ma potencjał przeboju. Gdzieś od połowy akcent
przesuwany jest na nagrania bardziej klimatyczne, specyficznie nastrojowe (broń
Boże nie jest to muzyka tła!). "Sunday" przywodzi mi na myśl okolice
formacji Beirut. "German Days" ze świetnymi gitarowymi zagrywkami i
zawodzącymi partiami wokalnymi Popa może stanowić nawiązanie do dawnych czasów
(przywołanego we wstępie okresu twórczości Popa i Bowiego, która tak pięknie
rozkwitła w Niemczech).
Iggy Pop śpiewa trochę leniwie, trochę od niechcenia jakby
chciał uwiarygodnić swoje życiowe zmęczenie. Jednak w tym muzycznym testamencie
jest coś więcej niż tylko pesymizm. To także katharsis dla niego po utracie
przyjaciela (Bowiego), ale również oczyszczenie dla Josha (atak terrorystyczny
w Le Bataclan**). Warto jednak zwrócić uwagę, że zamykający album utwór "Paraguay" to ostatniej fazie pokaz punkowej wręcz agresji wokalnej Popa, który zamiast zagasić ognisko postanawia jednak dorzucić kilka drewien. A jak!
Zachwyty prasy zachodniej podchwycone przez rodzime media
muzyczne wcale nie są przesadzone. Znakomita płyta. Świetna ekipa ludzi.
Dlaczego tak późno?! A może jest jeszcze nadzieja, że to nie koniec?
* Piszę to o swoistym nastroju pośród fanów muzyki, który jest wypadkową ostatnich śmierci zasłużonych muzyków. To pasmo smutnych informacji powoduje, że utrwala się przeświadczenie o końcu pewnej epoki.
** Josh Homme jest jednym z muzyków Eagles of Death Metal. Jednak feralnego dnia podczas ataku terrorystów na paryski klub nie występował z zespołem.
** Josh Homme jest jednym z muzyków Eagles of Death Metal. Jednak feralnego dnia podczas ataku terrorystów na paryski klub nie występował z zespołem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz