sobota, 2 maja 2015

Majówkowe przemyślenia

Dziś krótko i nietypowo. Ponieważ ostatnio mniej słuchałem muzyki, postanowiłem zrobić sobie krótką retrospekcję. Sprawdziłem czy wybrane zespoły z mojego topu nadal działają na mnie tak jak przed laty. Oto wnioski.

1. Najlepszą awangardową płytą jest dla mnie wciąż - Fantômas - Fantômas z 1999 roku. Ten szalony projekt trudno sklasyfikować, jest to po prostu chora jazda dla świrów. Patton, Osborne, Dunn i Lombardo nagrali niepokojący, szalony album. Utwory trwają średnio po kilkadziesiąt sekund, zawierają liczne przejścia. Fantômas to taki Mr Bungle na sterydach podłączony do napięcia 230V. 

2. Robiący furorę w UK nowy album Blur - pierwszy od 12 lat - brzmi naprawdę nieźle. "The Magic Whip" jest dziełem raczej stonowanym i (takie moje wrażenie) skrojonym pod rynek azjatycki: chińskie znaki na okładce, część nagrań zrealizowanych w Hong Kongu, teledysk do "Lonesome street" (a dodatkowo Japonia to jeden z niewielu krajów na świecie, gdzie masowo kupuje się płyty z muzyką i dlatego to oni dostają specjalne wydania "deluxe"). Damon Albarn nie traci formy. Klimatem zbliża się do Gorillaz. Natomiast moim faworytem na "The Magic Whip" jest świetny "My Terracitta Heart", ale zachwyca także "There Are Too Many Of Us" i "Pyongyang" wzbogacony orientalnym azjatyckim motywem. Jest zatem wiele powodów, by nadal kochać Blur.

Blur - The Magic Whip
Blur - The Magic Whip


3. Drugi, trzeci i czwarty album The Offspring nadal nieźle brzmią w przeciwieństwie do całej chały, która rozpoczyna się od czasów "Americany". Proszę sobie posłuchać "Genocide" albo "Dirty Magic". Czy to ballada czy klasyczny punk rockowy numer z słonecznej Kalifornii, zawsze jest melodyjne, prosto ze fajnym brzmieniem i zapamiętywanymi refrenami. Zero mdłego pitolenia.


1 komentarz:

  1. Niestety tak jak piszesz - Offspring kończy się na Ixnay...

    OdpowiedzUsuń