piątek, 25 października 2013

5 największych zarzutów w recenzjach muzycznych

Dziś ponarzekam i na pretensje odpowiem pretensjami. Tak szanowni czytelnicy, będzie o krytyce w recenzjach muzycznych. Chciałbym wejść w polemikę z argumentami recenzentów, które bardzo często pojawiają się w ich tekstach. 

1. Komercja! Sprzedali się!
Tak naprawdę, nie wiem do dziś, co autorzy tych haseł mają na myśli twierdząc, że dany artysta się sprzedał. Czy chodzi o wzrost ilości sprzedanych płyt, czy o sprzedanie się do większego wydawnictwa, czy może o zaprzedanie duszy diabłu przemysłu fonograficznego (sprzedaniu ideałów młodości itd.). Nie ważna semantyka. Sprzedali się i koniec! Komercha! Czasami nagranie melodyjnego lub bardziej łagodnego kawałka wystarczy, by na artystę posypały się gromy. Melodia to nie jest taka łatwa sprawa, a twórcy wpadających w ucho kawałków tworzyli przecież podwaliny muzyki (Queen, James Brown, Michael Jackson - ten z początków kariery, Elvis Presley). Czy on też się sprzedali? 

obrazek

 2. Skończyli się przed pierwszą płytą
To już totalna głupota i raczej zgrywa niektórych, ale zdarzało się, że czytałem w recenzjach opinie, wedle których dany zespół najlepiej brzmiał w garażu, na pierwszych koncertach, gdzieś na festynie, aniżeli na regularnym wydawnictwie. Litości...

3. Nie osiągnęli poziomu debiutu
Jest niewielu artystów, którym na sucho uchodzi wydawanie takich samych płyt (sztandarowym przykładem AC/DC). Ale przecież słuchanie jednego i tego samego w kółko bywa nużące. Eksperymenty, rozwój, szukanie nowych dróg, nieoczywiste inspiracje to jest coś dobrego. Trzeba raczej podziwiać muzyków, że ryzykują i narażają się na gniew fanów, krytyków nagrywając materiał zupełnie inny od poprzedniego. Wracając do tego debiutu, to czasami pierwsza płyta jest tak dobra, że nie da się jej powtórzyć. Czy Pearl Jam nagrywając dziś "Lighting Bolt" ma kopiować specyfikę "Ten"? Wątpię. Czy Monster Magnet powinien wypuszczać dziś "Spine of God 2"? Nigdy!

4. Powrót do korzeni jako skok na kasę
Black Sabbath w prawie oryginalnych składzie wydali płytę. Brzmi ona podobnie jak pierwsze płyty. Niektórzy recenzenci podłapali trop i uznali ten powrót do korzeni jako próbę zarobienia. Akurat w tym przypadku mogę się zgodzić z tym, iż "korzenny sabbath" brzmi wtórnie, ale czy aby na pewno to był skok na kasę?

Black Sabbath w 2013 roku


5. Zespół dryluje kieszenie swoich fanów
Fanów wypada szanować. Fani przecież kupują płyty, chodzą na koncerty, wspierają artystów głosując w różnych plebiscytach itd. Artyści chcąc okazać wdzięczność i czasami trochę podreperować budżet wydają koncertówki, the best of albo boxy i różne okolicznościowe rzeczy (książki, albumy, DVD itd.). Czy jest to aż takie niefajne? Kupuje ten, kto chce. Nikogo się nie zmusza.

Czytam wiele recenzji, czasami zgadzam się z ich autorami, ale w przypadku powyższych argumentów nóż otwiera się w kieszeni. Jak nie masz nic ciekawego do napisania, to nie pisz nic, zamiast kopiować puste slogany, farmazony wprowadzające ludzi w błąd.

Pozdrawiam Was Sanestis Hombre, który się sprzedał, bo nie osiągnął poziomu debiutu, a jego powrót do korzeni dryluje kieszenie fanów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz